Wspomnienie o Józefie Krzeptowskim napisał Wojciech Szatkowski z Muzeum Tatrzańskiego.
Józef Krzeptowski żył 86 lat. Zmarł 20 kwietnia 2024 r., ale zanim to się stało, miał piękne życie.
Mówią: nie ma ludzi niezastąpionych. To prawda, ale są ludzie niepowtarzalni; takim był Wujek Józek… Józef Krzeptowski był człowiekiem o takim życiorysie, że można by nim obdarzyć kilka osób. To co najważniejsze: chętnie też służył pomocą innym
w górach i dolinach, na tatrzańskiej grani i w codziennym, normalnym życiu. Należał do grona ludzi twardych; życzliwych; z otwartym i dobrym sercem. Góral z Krzeptówek i człowiek gór to pierwsza ważna karta w Jego życiu.
Wychował się w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, gdzie Jego rodzice Maria i Andrzej byli gospodarzami schroniska. Potem prowadził obiekty w Tatrach: Roztokę; w Dolinie Pięciu Stawów Polskich z bratem Andrzejem; bufet na Włosienicy; Ornak i Chochołowską. Można powiedzieć; że w schroniskach tatrzańskich spędził całe swoje zawodowe życie. Ponad 50 lat pracy w Tatrach. Był bardzo pracowity i obiekty, które prowadził odzyskiwały przy Nim dawny blask. Był niesłychanie silny, ponoć do Pięciu Stawów zaniósł kiedyś lodówkę do schroniska. Zawsze gościnny i uśmiechnięty przyjmował w nich turystów; znajomych i przyjaciół. Wszystko potrafił naprawić, dbał o schroniska i było to widać.
Narty były kolejną jego pasją. Jego ojciec, Andrzej Krzeptowski był biegaczem narciarskim w klubie SN PTT, olimpijczykiem z 1928, St. Moritz, uczestnikiem FIS 1929 i Józef odziedziczył po nim miłość do białego szaleństwa. Najpierw startował w kombinacji norweskiej w klubie „Wisła-Gwardia” Zakopane; był w tej dyscyplinie mistrzem Polski juniorów. W kadrze seniorów był czwarty na Mistrzostwach Polski w kombinacji norweskiej. Praca w Tatrach przekreśliła dalszą karierę zawodniczą. Potem był świetnym narciarzem terenowym i skialpinistą. Powiem tak, że poruszał się na nartach szybko, płynnie i lekko. Zarówno na biegowych, jak zjazdowych i skiturowych. Startował w zawodach narciarskich i skialpinistycznych, np. Trofeo Carlo Marsaglia, Memoriałach im. Jana Strzeleckiego i licznych zawodach TOPR. Lubił narciarskie wycieczki wysokogórskie i zjazdy stromymi żlebami. Imponował nam zawsze kondycją, techniką jazdy i odwagą. W górach czuliśmy się przy Nim zawsze bezpiecznie, bo miał niezwykłe doświadczenie, wyczucie lawin, znał doskonale teren.
Był też ratownikiem TOPR, przysięgę złożył w 1973 r. Uczestniczył w 150 wyprawach Pogotowia, często jako pierwszy docierając do poszkodowanych, zwiózł też 50 kontuzjowanych narciarzy, sam będąc doskonałym narciarzem – taką informację znajdujemy na stronie Pogotowia Tatrzańskiego TOPR.
W życiu prywatnym też był osobą niezwykłą. Dbał bardzo o liczną rodzinę. Pięknie grał na organkach, akordeonie i lubił śpiewać podczas spotkań rodzinnych. Z Januszem Forteckim – trenerem skoczków narciarskich, tworzyli w tym względzie niezapomniany duet. Przeżył życie pięknie; z podniesioną głową. Dzieci i wnuki nauczył szacunku do przyrody, miłości do gór i góralszczyzny – powiedział na pogrzebie Apoloniusz Rajwa. Był człowiekiem spisanym na Tatry, jak w swoim wierszu trafnie napisała jego córka, Hania Gąsienica-Daniel, z dużym doświadczeniem górskim i mądrością; silnym, ale i niezwykle dobrym. Mówią, że za prawdziwymi ludźmi idą ich czyny, nie słowa. Tak jest w przypadku Józefa Krzeptowskiego.
Był to człowiek czynu, który przeżył całe życie w górach. Czy może być coś piękniejszego? Z miłości do ludzi i Tatr. Cześć jego pamięci.